Pamiątka z życia: z uśmiechem łagodnym – “Autentyczny Autograf Lenina”
Autograf Lenina – wspomnienie z roku 1963
Późnym wieczorem w maju 1963 roku zatelefonował do mnie profesor Jan Werner (Po-litechnika Łódzka) z nieśmiałą, ale gorąca prośbą. Mimo dość dużej różnicy wieku i pozycji naukowej (byłem wówczas „zastępca profesora” – sowiecki odpowiednik między profesorem nadzwyczajnym i docentem), blisko z nim współpracowałem i byliśmy zaprzyjaźnieni.
Profesor po zakończonej konferencji był umówiony następnego dnia z zaprzyjaźnionym jej uczestnikiem, z radzieckim specjalistą z tej samej dziedziny, na zwiedzanie Warszawy. Niestety powaliła go grypa, leży z wysoką gorączką i bardzo prosi, abym go zastąpił. Twier-dził, że jest to znakomity naukowiec i dobry kompan; zna go od dawna i bardzo mu zależy na podtrzymaniu kontaktu. Jeżeli się zgodzę, to zaraz skomunikuje się z nim i powtórnie zatele-fonuje do mnie i poda adres hotelu w Warszawie w którym gość mieszka.
Zgodziłem się; po chwili następny telefon: „hotel NN, pokój nr xy, godzina 10, profesor – tu imię, „oczestwo”, których nie pamiętam – i nazwisko: „Lenin”. Zaniemówiłem. „Tak to jego prawdziwe nazwisko, bardzo miły i kulturalny pan”. „Zapewne masz jego doskonały pod-ręcznik: Weź go ze sobą i poproś o autograf, będzie zachwycony”.
Następnego dnia (chyba była to niedziela) stawiłem się o umówionej godzinie w hotelu.
Zastałem starszego, skromnego pana, który po wymianie zwyczajowych grzeczności zapytał mnie: „który język panu lepiej odpowiada: niemiecki, francuski, angielski, czy włoski. Ja w Warszawie nie chcę mówić po rosyjsku”. Wybrałem francuski. Zdziwił się nieco, ale na-tychmiast przeszedł na francuski. Mówił biegle, z dość dobrym, ale obcym, akcentem.
Poszliśmy na Stare Miasto, zwiedziliśmy Muzeum Warszawy, Nowe Miasto. Wreszcie po paru godzinach wylądowaliśmy u Fukiera. Był doskonałym gawędziarzem. rozmawialiśmy długo niemal o wszystkim, z wyjątkiem techniki i polityki.
Po obiedzie wyciągnąłem z torby książkę profesora i poprosiłem o autograf. Wpisał mi podziękowanie za spotkanie w Warszawie i powiedział „dodam komentarz jak wyjdziemy”.
Na ulicy, obejrzał się dokoła i dodał niemal sz
eptem: „moje nazwisko Lenin, to jest do-bre, stare, rosyjskie, ziemiańskie nazwisko; a ten, z którym się ono wszystkim kojarzy, to je sobie przywłaszczył”.Przed hotelem żegnając się wzajemnie dziękowaliśmy sobie za bardzo miłe i ciekawe spotkanie.
Prof.dr inż. Maciej Bernhardt Warszawa, 10 wrzesień 2005.
(Emerytowany Profesor Politechniki Warszawskiej)
W załączeniu:
Fotografia pierwszej strony podręcznika z prawdziwym autografem prawdziwego Lenina – przesyłam do podzielenia się z odwiedzającymi wirtualną Galerię GA.PA z życiowym uśmiechem łagodnym.